Fangamepedia Wiki
Advertisement

książka napisana przez : Julię Kondratowicz 

Rozdział 1  []

Obudziłam się wcześnie. Za wcześnie. Mama i John jeszcze śpią. Dopiero w pół do   szóstej. Chciałam zasnąć, ale nie mogłam. Świetnie! Pierwszy dzień wakacji, a ja budzę  się o świcie. Za oknem słyszę jakieś głosy. Pewnie sąsiadka idzie do pracy. Nasunęła mi się myśl o ojcu. On też tak wcześnie wstawał. Potem budził mnie stukaniem talerzy, gdy szykował śniadanie. Już mnie tak nigdy nie obudzi. Jedna, mała łza zleciała mi z policzka. Tak bardzo za nim tęsknię. Zmarł niecały miesiąc temu. Leżałam w łóżku aż do ósmej, dopóki mama nie wstała. Wydawała się być radosna, ale wiedziałam doskonale, że w głębi serca strasznie tęskni za tatą. -Caroline obudź proszę Johna. Za chwilę będzie śniadanie.  Weszłam do pokoju Johna. Mój mały braciszek. Kochałam go. Tak, to prawda, że czasami sobie dokuczaliśmy, ale mogłabym skoczyć za nim w ogień, a on za mną. Podciągnęłam żaluzje. Widok nie był ciekawy. Odrapane budynki, wysmarowane sprayem. Jedna z tych biednych dzielnic. Za sobą usłyszałam cichy i niewyraźny pomruk. Uśmiechnęłam się. -Wstajemy! No już podnoś się z łóżka śpiąca królewno. -Jeszcze 5 minut. I nie nazywaj mnie śpiącą królewną! - odpowiedział John. Podeszłam do jego łóżka i gwałtownie ściągnęłam kołdrę.  -Co ty robisz??! Oddaj tę kołdrę! - zaczął krzyczeć -Ani mi się śni. Śniadanie już jest na stole. -Caroline! Błagam!! Jeszcze 5 minut. -Nie sądziłam, że będę musiała to zrobić, ale zmuszasz mnie do tego, John. Zaczęłam łaskotać brata. Śmiał się w niebogłosy. To był jego słaby punkt. -Dobra! Przestań! Już wstaję. Razem weszliśmy do kuchni. Mama właśnie parzyła herbatę.  -Szybko, siadajcie do stołu, chcę chociaż zjeść z wami śniadanie, bo dzisiaj wrócę bardzo późno. W redakcji mamy awarię. Chcę z wami omówić plany wakacyjne. Myślę, że najlepiej będzie jeżeli pojedziecie do dziadków, do Chicago. Ja nie dostanę urlopu, a nie chcę żebyście w Hinsdale marnowali całe lato. Dziadkowie już się zgodzili. Teraz decyzja należy do was. -Pewnie! Ja chcę jechać! - powiedział John, przeżuwając bułkę z pomidorem -Oczywiście, bardzo stęskniłam się za dziadkami. - potwierdziłam -Bardzo się cieszę. Wyjeżdżamy już jutro około 11. Proszę was, spakujcie dzisiaj rzeczy, żeby jutro nie było zamieszania.  -A jak długo tam będziemy? -Myślę, że przez cały miesiąc. Muszę już iść, bo się spóźnię. Caroline proszę tylko rozwieś pranie. -Dobrze mamo. Pocałowała mnie i Johna w policzek i wyszła.  -Idę do Toma. Miał mi dzisiaj pokazać swoją kolekcję żołnierzyków. - oświadczył John -Przecież musisz się spakować. Jeżeli zdążysz to zrobić jeszcze dzisiaj to OK. Wróć na obiad. -Spoko. I tak jak mama John wyszedł. Hmm...A co ja mam robić? Sięgnęłam po czasopismo. Czytałam 20 minut. Nagle zadzwonił telefon. Podniosłam słuchawkę, ale nikt się nie odezwał. Pewnie pomyłka. Znowu ta sama sytuacja. Gwałtownie sięgnęłam po słuchawkę. -Halo? Halo?! Proszę się odezwać! Zaczęłam się denerwować. Aparat wydawał dźwięk przez dobre 5 minut. W końcu, gdy zadzwonił kolejny raz  odebrałam i z głosem wypełnionym przerażeniem zaczęłam krzyczeć: -Halo?! Proszę do nas nie dzwonić, bo wezwę policję! Rzuciłam słuchawką. Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi. Już więcej nikt nie zadzwonił. Usiadłam na fotelu. Słońce zaczęło mnie razić. Podeszłam do okna chcąc opuścić żaluzje. I nagle zauważyłam mężczyznę ubranego w płaszcz z kapturem w kolorze zgniłej zieleni. Na biodrach miał pas, w którym znajdował się pistolet i bardzo dużo naboji, ale nie takich normalnych. Był cały spocony. Patrzył się na mnie i chytrze się uśmiechał. Coś krzyknął, ale przed oczami zrobiło się czarno i padłam na podłogę.


Rozdział 2[]

-Caroline! Caroline słyszysz mnie?

Powoli otworzyłam oczy. Ukazał mi się niewyraźny obraz mojego przyjaciela Pascala. Jego brązowe oczy były wybałuszone i pełne lęku. -Pascal! Rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam. Zaskoczony odwzajemnił uścisk. -Co się stało? - zapytał -Nie wiem, nie pamiętam. Głowa mnie boli. -Chodź, wstań. Usiedliśmy na kanapie. Pascal zaparzył mi herbaty. -Pukałem wiele razy, ale nikt nie otwierał. Drzwi były otwarte, więc wszedłem i znalazłem ciebie jak leżałaś pod oknem blada jak trup. Strasznie się przestraszyłem. Próbowałem ocucić cię przez dobre 10 minut. Pamiętasz co się stało? Mgliście sobie przypominałam co zdarzyło się zanim zemdlałam. W końcu wróciła mi pamięć. -John wyszedł do Toma. Ja zostałam sama w domu. Usiadłam na fotelu, ale słońce mnie raziło i chciałam zasłonić okno. I tam - wskazałam palcem - stał mężczyzna. Miał płaszcz z kapturem, a na biodrach przewiązany pas z jakimiś dziwnymi nabojami, pistoletem i kuszą. To jego spojrzenie...Takie puste...Coś krzyknął i chyba wtedy zemdlałam. No i potem wróciłam do świata żywych. -Hmm...Tajemnicze...Może łowca wampirów? Pascal zaczął się śmiać, ale ja patrzyłam na niego ze złością. To przecież nie było śmieszne! W końcu dałam upust i zarechotałam razem z nim.  -Nie no, a tak na poważnie to kim on mógł być? Widziałaś go wcześniej? -Nie..Nigdy. -A stało się coś dziwnego zanim się pojawił? Zaczęłam przywoływać myśli. -Tak! Kilka razy zadzwonił telefon, ale nikt nie mówił do sluchawki. Pamiętam jeszcze, że jak zaczął krzyczeć to...Zegarek... -Co zegarek? -Zegarek tak jakby zaczął szybciej tykać. Właśnie a propo zegarka, to która godzina? -19.00. -Co?! 19.00? Boże, leżałam tutaj 10 godzin! Gdzie John? Zadzwoniłam do rodziców jego kolegi, Toma. Nikt nie odbierał. -Pójdziesz ze mną do jego domu?

-Dobra.
Images

Pascal

A wiesz gdzie oni mieszkają?

-Tak. Na najbogatszej dzielnicy.    *** Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi bardzo szczupła kobieta. Widać było, że przeszła bardzo dużo operacji plastycznych. -Dzień dobry. Jestem siostrą Johna Ramsey'a. Mój brat podobno miał tu przyjść, żeby bawić się z Tomem. Jej wzrok przeszedł mnie na wylot. Patrzyła na mnie z politowaniem. Tak, jesteśmy biedni,  ale to nie powód, żeby uważać nas za gorszych. -To chyba jakaś pomyłka. - odpowiedziała z bardzo udawanym uśmieszkiem - Mój synek, Tom nie zadaje się z ludźmi z... niższych sfer. Nie no! Przesadziła! Aż gotowało się we mnie jak wypowiedziała te słowa. Jednak Pascal przejął inicjatywę, widząc, że zaraz mogę wybuchnąć. -Proszę Pani. Brat mojej przyjaciółki podobno przyszedł tutaj, żeby spotkać się z pani synem. Czy jest tutaj? -Nie. Nie ma go. Z resztą nawet gdyby przyszedł nie wpuściłabym go. I po tych słowach zatrzasnęła nam drzwi przed nosem. -Co za podły babsztyl! - Pascal też się wkurzył. -Daj spokój. Nie obchodzi mnie ona, tylko to gdzie jest mój brat?! Wracaliśmy do domu. Będąc już blisko domu zatrzymałam się i ukucnęłam, żeby wyciągnąć błyszczące kółko z piachu. -Co to jest? -Zegarek. Bardzo ładny zegarek. Gdy trzymałam go w dłoni przeszedł mnie dreszcz. I nagle przed oczyma ukazał mi się mój brat, który siedział na klatce schodowej przed naszym mieszkaniem. Znów to tykanie. Gwałtownie złapałam oddech. Zachwiałam się. -Hej, hej! Caroline wszystko w porządku? -Tak. Chyba tak. -Co się stało? -Miałam...wizję... -Co? Wizję? A co widziałaś? -Johna. Siedział na klatce schodowej. -Wszystko OK? Możemy iść do domu? -Tak.  Weszliśmy do bloku z czerwonej cegły i gdy tylko minęliśmy próg od razu do naszych uszu dotarł lament: -No w końcu jesteś! Gdzie byłaś? Czekam tu całą godzinę. -Gdzie ja byłam? Gdzie ty byłeś! Martwiłam się. Dobra, nieważne chodź do domu. Ale Pascal odciągnął mnie na bok. Gdy jego ręka dotknęła mojej poczułam ciary na plecach. -Młody, trzymaj klucze. I rzucił mu pęk metalowych kluczy. -Wyrzuć ten zegarek. -Dlaczego? -Stało się tak, jak mówiłaś. Nie podoba mi się to. -Daj spokój. To na pewno był przypadek. Jakaś siła nie pozwalała mi wyrzucić tego zegarka. Nie wiem czemu, ale posiadanie go było ekscytujące. -Dobra. Jak chcesz. Żebyś tylko nie wpakowała się w bagno. Pamiętaj. Ostrzegałem. -Och! Przesadzasz. -OK. Ja idę do domu. -Nara.     *** Pascal szedł do domu. Było już ciemno. Nagle usłyszał głos i tykanie zegarka. -Ona cię nie chce... -Co? Kim ty jesteś? Pokaż się! -Teraz dla niej będzie ważny tylko Jupiter. -Co? Jaki Jupiter? I głos znikł. Pełen podejżeń Pascal doszedł do mieszkania i wciąż rozmyślał co miał na myśli ten głos..."Może powiem wreszcie Caroline co do niej czuję. Może nawet odwzajemnia moje uczucia...Ale kim lub czym jest ten cholerny Jupiter?!"

Advertisement